9 maja 2012 r.
8 maja 2011 r. w godzinach popołudniowych Angelika Szymkowiak (uczennica V klasy Szkoły Podstawowej w Pobiednej) spacerując ulicą Wola Sokołowska w okolicach remizy OSP w Pobiednej zobaczyła dziwnie zachowującego się bociana. Bociek po przebiegnięciu kilkunastu kroków po polu upadł w zboże i się nie podniósł. Angelika po dojściu do niego stwierdziła, że bociek nie próbuje uciekać i nawet nie ma siły się podnieść. Nie wiedząc jak mu pomóc zadzwoniła po swoją mamę i powiedziała, że go tak nie zostawi, bo np. psy lub inne zwierzęta mogą mu zrobić krzywdę. Razem z mamą podjęły decyzję, że bocianem trzeba się zaopiekować a najlepiej jechać z nim do weterynarza. Po poszukiwaniach wśród znajomych znalazły osobę, która zaoferowała pomoc w przetransportowaniu swoim samochodem chorego ptaka do weterynarza do Leśnej i pokrycie kosztów wizyty u lekarza.
Po przyjeździe do lecznicy dla zwierząt w Leśnej przy ul. Baworowo lekarz p. Sitnik pomimo późnej pory (było już po godzinie 21) przyjął nietypowego pacjenta.
Badanie nie wykazało, aby bociek był ranny lub miał jakieś inne obrażenia.
Prawdopodobną przyczyną wyczerpania (nawet podczas badania nie miał siły się wyrywać lub w jakikolwiek inny sposób utrudniać badanie) było zatrucie środkami chemicznymi używanymi do oprysków upraw polowych.
Po zaordynowaniu różnych lekarstw, odżywek i witamin w zastrzykach Pan doktor powiedział, że teraz ktoś musi się nim zaopiekować (karmić, poić, podawać leki) dopóki nie wyzdrowieje, bo w okolicy nie ma schroniska dla dzikich ptaków.
Nawet dla lekarza z wieloletnim doświadczeniem zawodowym pobiedniański bociek był bardzo nietypowym pacjentem. Pan doktor leczył już wiele różnych zwierząt jednak z bocianem miał do czynienia po raz pierwszy. Nawet z założeniem karty pacjenta był problem, ponieważ program komputerowy lecznicy nie przewidział bociana w roli pacjenta.
Podziękowania należą się doktorowi, który za badanie nietypowego pacjenta pomimo nietypowej pory nie pobrał opłaty za wizytę tylko należało zapłacić za podane leki.
Boćkiem zaopiekowała się Angelika z mamą. Schronienie dla niego znalazły w dawnym gołębniku gdzie może dochodzić do zdrowia.
Boćkowi życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
Angelice i jej mamie należą się wielkie podziękowania, bo gdyby nie jej upór to nie wiadomo czy bociek jeszcze by żył.
O dalszych losach naszego pobiedniańskiego boćka postaramy się informować na bieżąco na naszej stronie.
Poniżej przedstawiamy zdjęcia ze znalezienia oraz wizyty boćka u weterynarza.