Mąż zmarłej ma żal do firmy pogrzebowej o odmowę ubrania zmarłej żony.
Jak można traktować zmarłą jak worek kartofli!? - mówi zasmucony Grzegorz Myśliński z Pobiednej. Ciało jego zmarłej żony wędrowało pomiędzy zakładami pogrzebowymi. Ten lubański odmówił ubrania zwłok, bo zlecenie na pogrzeb dostał świeradowski
Pan Grzegorz nie doznałby nieprzyjemności, gdyby nie policjanci, którzy dali mu numer telefonu do zakładu pogrzebowego przy szpitalu w Lubaniu. Policja została wezwana do domu rodziny Myślińskich, gdyż żona pana Grzegorza popełniła samobójstwo.
- Dali do podpisania oświadczenie o braku udziału osób trzecich - wspomina Grzegorz Myśliński. - Byli mili, dali namiary na zakład pogrzebowy w Lubaniu.
Nie odczuł tego, jako reklamowanie tej firmy, a raczej jako pomoc. Policjanci czekali na lekarza a potem na karawan.
- Ci z zakładu przyjechali tylko we dwóch - opowiada maż zmarłej. - Ciało żony było na górze. Narzekali, że nie są przygotowani. Ja do nich: "No co wy, jedziecie do worka ziemniaków?! Nie informują was, do czego jedziecie?" Poprosiłem o pomoc brata i szwagra. Brat się zdenerwował, że żona znoszona była głową w dół. Ci z zakładu zaczęli się tu reklamować... Jakieś usługi. Ale nie docierało to do mnie byłem w szoku.
Zakład pogrzebowy przy szpitalu
Po dwóch dniach Grzegorz Myśliński ze swoim sąsiadem pojechali do Lubania zawiść ubrania dla żony.
Pan Grzegorz: - Sąsiad do nich: chcemy, żebyście ja ubrali". Uprzedził, że pogrzeb wykona firma ze Świeradowa Zdroju.
Zaczęły się problemy. Przedstawiciel zakładu odmówił ubrania zwłok. Tłumaczył, że to nie prosektorium, lecz zwykły zakład, wykonujący wszystkie usługi pogrzebowe kompleksowo.
- Ludzie często się mylą i biorą nas za prosektorium - przyznaje właściciel zakładu, Roman Apanasik. - My jesteśmy prywatną firmą i nie chcemy mieć nic wspólnego ze szpitalem.
Zakład pana Apanasika wyposażony jest w sale sekcyjną, z której korzystają śledczy, gdy chcą ustalić przyczyny zgonu. Trudno dziwić się ludziom, że nazywają ten zakład prosektorium także dlatego, że znajduje się tuż przy Łużyckim Centrum Zdrowia, w miejscu dawnego szpitalnego prosektorium. Teraz jest to teren prywatny, więc wszystko jest zgodne z prawem (zakładom pogrzebowym nie wolno działać na terenie szpitali).
Wszystko albo nic
Pan Grzegorz dostał do wyboru: zleca pogrzeb zakładowi w Lubaniu albo ma sobie zabrać żonę i ubrać ją gdzie indziej. Postanowił zapłacić za transport i trzydniowe trzymanie zwłok w Lubaniu (781 zł) i poprosić o zgodę na ubranie żony na terenie zakładu lubańskiego przez pracowników zakładu ze Świeradowa, któremu sąsiad zlecił w jego imieniu organizację pogrzebu.
- Dogadaliśmy się - opowiada pan Myśliński. - Pan z zakładu w Lubaniu powiedział, że jak przyjadą po żonę, to nie ma sprawy, "udostępnimy im salę, niech tu ubiorą".
Wszystko wydawało się załatwione, ale... Spotkanie w kaplicy przed pogrzebem wyznaczono na godzinę 10 w poniedziałek, 5 lipca.
- Dziesiąta mija, a transportu z żona nie ma - opowiada pan Grzegorz. - Przyjechali z nią dopiero o wpół do jedenastej. Mówili, że w Lubaniu odprawili ich z kwitkiem. Musieli jechać z żoną do Świeradowa Zdroju. Dopiero tam ją ubrali. Przepraszali.
Czuje się oszukany
Roman Apanasik przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń: - Od razu, gdy do mnie zadzwoniła pani z tej rodziny, mówiłem, by skontaktowano się z zakładami, które są bliżej. Uprzedzałem, że nasz zakład wykonuje usługi od A do Z, czyli aż do pochowania zwłok na cmentarzu. Zgodziliśmy się wziąć ciało pod takim warunkiem!
Gdy więc mąż zmarłej ze znajomym zjawili się w zakładzie dzień przed pogrzebem z prośbą o ubranie żony, odmówiono im, gdyż zakład pana Apanasika nie wykonuje takich wyrywkowych usług. Tak twierdzi właściciel zakładu. Zaprzecza, że obiecał wpuszczenie na teren swojej firmy, ludzi z innego zakładu, w celu ubrania zmarłej Iwony Myślińskiej.
- Jeżeli bliscy zmarłej zlecili usługę pogrzebową innemu podmiotowi gospodarczemu, to proszę bardzo, my wydamy ciało temu podmiotowi o każdej porze dnia i nocy, ale czujemy się oszukani, bo odstąpili od umowy - tłumaczy Roman Apanasik. - Gdybyśmy wiedzieli, że tak będzie, nie zabezpieczylibyśmy zwłok.
- Skoro jednak przyjechał do pana zrozpaczony mąż i poprosi o ubranie żony, nie mógł pan zrobić wyjątku? - pytam.
- Gdybyśmy pozwolili sobie na odstępstwa, to potem by nam zarzucano, że dla jednych wykonujemy takie cząstkowe usługi, a dla innych nie - odpowiada Roman Apanasik.
Twierdzi, że tak dla niego bezpieczniej, bo kiedyś zgodził się na takie rozwiązanie (czyli u niego ubrano ciało, które pochowała inna firma), i potem kierowano do niego pretensje o zniszczenie ubrania. Pretensje w sprawie żony pana Myślińskiego uważa za sprawę konkurencji. Jest pewny, że go podpuściła.
- Proszę to opisać, bo może inni też nadzieję się na takie nieprzyjemności. Tak nie może być, że jeden drugiemu nie idzie na rękę - ocenia Roman Apanasik. - Bałem się, że ciała mi nie wydadzą! Nie dość, że śmierć taka nagła, to jeszcze trzeba się najeździć, by do kaplicy trafić. Zmarły to nie worek ziemniaków, by przekładać go z kąta do kąta
Tak jest gdzie indziej
Czy 781 złotych za transport zwłok i zabezpieczenie ich przez trzy dni to dużo? Z takimi opiniami spotkaliśmy się podczas zbierania informacji do tego tekstu. Przedstawiciel jednej z firm konkurencyjnych uważa za skandal, że taka opłata jest pobierana, gdyż w innych miastach prosektoria nie biorą żadnych opłat za zabezpieczanie zwłok przez 48 godzin.
To tylko częściowa prawda. Obowiązek darmowego trzymania zwłok przez taki czas mają prosektoria szpitalne, nawet, jeśli są dzierżawione przez prywatne firmy. Tak jest - na przykład - w Bolesławcu. Opłata nie jest pobierana jednak tylko za zabezpieczanie ciał zmarłych w szpitalu. Gdy do prosektorium trafia osoba zmarła gdzie indziej, rodzina musi płacić 85,60 zł za dobę.
Gdyby w zakładzie pana Apanasika obowiązywał taki cennik jak w Bolesławcu, pan Myśliński zapłaciłby o niemal sto złotych mniej - 685 (256,80 zł za trzy doby w prosektorium, 342,60 zł za transport oraz 85,60 zł za zabezpieczenie i wydanie zwłok innej firmie). No i nie musiałby się martwić o ubranie żony. W Bolesławcu dopłaciłby za to prawie 300 złotych. Nie byłby jednak stawiany mu warunek, że firma z Bolesławca musi organizować także pogrzeb. - Decyzja w tej sprawie należy do rodziny - powiedziano nam w zakładzie pogrzebowym w Bolesławcu, który dzierżawi prosektorium.